Japoński James Bond

   O Lupinie Trzecim powinien słyszeć każdy szanujący się japońskiej animacji. Piszę „powinien”, bo niestety tylko niewielka część osób wie o istnieniu tej serii. Jeszcze mniej ludzi widziało te serię. Ich strata.

   „Rupan Sansei” – znany szerzej na zachodzie jako Lupin the Third lub Lupin III – to seria wydana już w 1971 roku, na podstawie mangi pod tym samym tytułem, której autorem jest Monkey Punch (prawdziwe nazwisko: Kazuhiko Katou). Seria ta została wyprodukowana przez studio Tokyo Movie Shinsha, czyli autorów takich hitów jak „Akira”, „Doraemon” czy znana również w Polsce „Róża Wersalu”.  Co oznacza mniej więcej tyle, że twórcy tej kreskówki są pierwszoligowi. Czy sama produkcja się broni i też plasuje się w czołówce? Jak najbardziej!

Złodziejska szajka

   Serial opowiada historię grupki złodziei, na której czele stoi tytułowy bohater. Jest to koncepcja dość ciekawa, bo o ile w filmach dość często widzimy rzeczy od strony tych „złych”, tak w japońskiej animacji aż tak często to się nie zdarza. Pomysł ten jednak nie był tylko kreatywny, ale także dokładnie przemyślany i dopracowany. Dzięki temu, że każdy odcinek to tak naprawdę inna przygoda autorzy mogli odpuścić sobie wymyślanie skomplikowanych zawiłości fabularnych, a skupić się na tym co najważniejsze: postaciach i relacjach między nimi. To najlepszy krok jaki mogli podjąć autorzy, ponieważ w całym serialu nie ma – a przynajmniej ja nie pamiętam – kiepsko napisanej postaci.

  Jak sam tytuł tej recenzji wskazuje – Lupin III to japoński James Bond. Tylko fajniejszy, bo stoi po ciemnej strony mocy. No, może nie aż tak ciemnej – Rupan, jak przystało na potomka sławnego francuskiego złodzieja Arsene Lupina znanego z powieści Maurice’a Leblanc, jest gentlemanem i kobieciarzem jednocześnie. Z czego jednak częściej skłania się ku drugiej opcji. Wprowadza go to nieraz w kłopoty, bo nasz dzielny złodziej nie lęka się stanąć w obronie niewiast, lecz on się tym zdaje nie przejmować, bo nigdy nie przestaje ratować kolejnych dam w opałach. Ale to pewnie dlatego, że to dla niego żaden problem – w końcu tak genialny złodziej musi być też taktykiem, a Lupin nim jest. I to tak genialny, że zawsze znajduje się o kilkanaście kroków przed przeciwnikami. To prowadzi do jego arogancji – która zmusza go do obwieszczania wcześniej zamiarów ukradzenia czegoś. Często jest to jednak część jego planu – np. w pewnym odcinku obwieszcza wszem, że ukradnie drogocenny skarb z bankietu pełnego ludzi równo o północy. Jednak, żeby wszystkich zmylić dzielny złodziej już wcześniej przestawił wszystkie zegary, w tym…  tego, który znajduje się na wieży Big Ben, która znajduje się obok sali bankietowej.

   Oczywiście Lupin nie działa sam – wraz z nim współpracują: piękna złodziejka – Fujiko Mine, najszybszy strzelec świata – Daisuke Jigen oraz najlepszy zabójca świata – Goemon Ishikawa XIII. Każde z nich ma jednak zawsze jakieś własne cele, więc pomimo swojej przyjaźni często okazuje się, że ostatecznie są swoimi rywalami. Najczęściej dotyczy to Fujiko, która wręcz kocha zwodzić Rupana, jak i widzów – nigdy nie wiadomo czy chce ona pomóc czy zaszkodzić głównemu bohaterowi. Każda z tych postaci ma również bardzo ciekawe, acz dość proste charaktery, jednak całą drużynę łączy jedno – nie da się ich nie lubić. Po prostu zbyt dobrze ze sobą współgrają, chociaż praktycznie każde z nich jest zaprzeczeniem innego. Fujiko posiada dosłownie wszystkie cechy typowej kobiety Bonda – uwodzicielska, zaradna, samodzielna, zdradliwa etc. Jingen jest samotnikiem, który skupia się na swoich przyjaciołach,  ale wycofuje się, kiedy w sprawy zaczynają wtrącać się kobiety, do których wyraźnie nie ma zaufania. Za to Goemon jest staromodnym samurajem, którego głównym zmartwieniem jest honor i często odchodzi na dalszy plan, ponieważ wyrusza na kolejny trening. Oczywiście na przeciwko złodziei zawsze stoi policja, na której czele znajduje się rywal Lupina – Kouichi Zenigata, detektyw, który za główny cel w życiu obrał sobie złapanie największego złodzieja świata. Relacje Rupana i Zenigaty można porównać do relacji Jokera z Batmanem – jeden nie może istnieć bez drugiego, więc ostatecznie jednak – wbrew temu co zazwyczaj mówią – żaden nie chce, żeby drugiemu stała się krzywda. Świetnie obrazuje to jeden odcinek, w którym to Lupin zostaje skazany na śmierć i odczekuje w swojej celi na wyrok, a Zenigata wręcz z nadzieją oczekuje na jego ucieczkę, bojąc się o to, że jego rywal może faktycznie umrzeć.

Złodzieje czasu

   Oczywiście dobre postacie to nie wszystko co ma do zaoferowania seria.  Całe anime spaja humor najwyższych lotów. Gdybym miał go do czegoś przyrównać, to najtrafniejsze byłyby chyba komedie z Jasiem Fasolą czy Różową Panterą – jest głupkowato, czasami nierealistycznie, ale nie na tyle, żeby nazwać to abstrakcją czy humorem rodem z Monty Pythona. Przez lekki klimat, który czuć w całej serii ogląda się to bardzo przyjemnie i szybko, a co najważniejsze z ciągłym uśmiechem na twarzy. Z tego serialu aż bije miłość, zarówno do serii, jak i poszczególnych postaci – wyraźnie widać w tym zaangażowanie twórców, którzy chyba bawili się równie dobrze tworząc te serię, jak i widz, kiedy ją ogląda.  I właśnie przez to ta seria tak okropnie kradnie czas – oglądając jeden odcinek będzie się chciało więcej i więcej, zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy czy szkole, bo zwyczajnie ciężko o lepszy relaks.

   Pomimo zaangażowania dobrego studia w projekt, „Rupan Sansei” nie ustrzegł się błędów technicznych, które są moim największym zarzutem do całej serii. Postacie często dostają zeza, zdarza się im poruszać nienaturalnie, czasami nawet wyglądają jak własne karykatury, gdyż na dalszych planach czasami są lekko pokracznie narysowane. To wszystko jednak nie przeszkadza aż tak bardzo, ponieważ kreska jest ogólnie bardzo przyjemna dla oka i zdecydowanie pasuje do serii. Wszystko jest rysowane z dużą lekkością, a projekty postaci są proste, ale ładne i zdradzają dużo na temat postaci – np. Lupin zawsze ubiera jaskrawe marynarki i krawaty, co pokazuje dwojakość jego natur: z jednej strony wyrafinowany gentleman, z drugiej lekkoduch, który wciąż myśli o zabawie. W tle przygrywa lekka jazzowa i bluesowa muzyka, której równie dobrze się słucha zarówno w samej serii, jak i poza nią. Niektóre utwory w Japonii stały się na tyle kultowe, że do dziś się je wykorzystuje, zazwyczaj w kolejnych produkcjach spod znaku „Rupan Sansei”. Aktorzy głosowi mają bardzo charakterystyczne głosy, które są – jak wszystko w tej serii – lekko przerysowane. Ich gra aktorska może nie jest wybitna, a dykcja perfekcyjna, ale nie przeszkadza to w serii komediowej – ba, czasami to, że mówią za szybko lub niewyraźnie dodaje pewnej autentyczności dialogom. Osobom, które są purystami pod względem techniki błędy w animacji, czy odgrywaniu ról mogą przeszkadzać, jednak wszelkim innym odbiorcom te drobne skazy nie powinny psuć odbioru całej serii.

Skradziony!

   „Rupan Sansei” to seria wręcz porywająca swoim przyjemnym klimatem, do tego mimo swojego wieku nie postarzała się za bardzo i powinna się spodobać zarówno starszym jak i młodszym widzom. Ba! Prawdopodobnie spodoba się nawet osobom, które z anime nigdy nie miały do czynienia. Nic więc dziwnego, że w Japonii uchodzi do dziś za produkcję kultową i miała tak ogromny wpływ na rozwój tamtejszej popkultury. Czytelniku – jeśli jeszcze nie wyruszyłeś na przygodę z Rupanem i jego przyjaciółmi, zrób to jak najszybciej, obiecuje, że się nie zawiedziesz. A teraz przepraszam, muszę dołączyć do Lupina w kolejnym skoku.

Podsumowanie:
Fabuła – 6/10
Postacie – 9/10
Animacja – 7/10
Muzyka – 8/10
Przyjemność z oglądania – 8/10
Ocena końcowa – 8/10

Screeny:

Bez tytułu

Bez tytułu1

Bez tytułu2

Bez tytułu3