„1984” to przełomowa książka, która idealnie pokazuje jak działa państwo totalitarne. Co niezwykłe – jest aktualna nawet dziś, mimo że współczesna nie jest. A co gdyby jednak i dziś powstawały dzieła, których sam Orwell by się nie powstydził?
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że takie twory można dziś spotkać. Nie są to już jednak tylko książki czy filmy, ale również dzieła kultury niższej – np. komiksy. Jednym z takich dzieł jest „Ikigami” – manga autorstwa Motoro Mase. Komiks ten zaczął powstawać już w 2005 roku i od razu został doceniony na całym świecie zdobywając wiele prestiżowych nagród i wyróżnień – m.in. na festiwalach Utopiales czy Polymanga; jest też bestsellerem w Japonii – sprzedał się w ponad 3 milionach egzemplarzach. Od 2010 roku, dzięki wydawnictwu Hanami, seria ta jest też dostępna w Polsce i pomimo swojej popularności wśród krytyków nie można powiedzieć, że odbiła się jakimś szczególnym echem wśród przeciętnych odbiorców – niestety, jak to często bywa, perełki nie są wyławiane przez oczy tłumów.
Doręczyciel śmierci
Historia tego komiksu kręci się dookoła Kengo Fujimoto – przeciętnego urzędnika w kraju totalitarnym, choć pozornie szczęśliwym. Pracą Fujimoto jest dostarczanie młodym ludziom w wieku od 18 do 24 lat zawiadomień o ich rychłej śmierci – tzw. Ikigami. Skąd rząd wie, że ktoś niedługo umrze? Otóż cały kraj objęty jest „Dekretem o Nieustannym Rozwoju Kraju” – prawo to polega na tym, że dzieciom, które zaczynają edukacje podawana jest szczepionka, a w jednej na tysiąc znajduje się specjalna nanokapsuła, która wybuchnie w sercu nieszczęśnika w odgórnie ustalonym czasie. Pewnym jest tylko, że ofiara będzie wtedy w kwiecie wieku, ponieważ będzie pomiędzy 18 a 24 rokiem życia, a o swojej śmierci dowie się 24 godziny wcześniej. W teorii dekret ten ma uczyć mieszkańców kraju wartości życia, a to z kolei ma pobudzać gospodarkę. Ostatecznie opinie narodu są jednak podzielone – chociaż z tym nikt się nie ujawnia, gdyż obywatele są wciąż poddawani propagandzie, która sprawia, że znaczna część mieszkańców donosi na „krzywomyślicieli”. Znaczna część państwa jest też wciąż monitorowana przez specjalną jednostkę policji do spraw ideologicznych.
Pomimo posiadania głównego bohatera to nie on jest najważniejszy w całej serii. Od razu po tym jak dostarczy Ikigami autor zaczyna pokazywać ostatnie 24 godziny osoby, która jest już uświadomiona o tym, że niedługo umrze. Często są to historie tragiczne, inne są wesołe i ostatecznie sprawiają, że czytelnik czuje pewne ciepło w sercu, kolejne zmuszają do przemyśleń na tematy egzystencjalne, społeczne czy polityczne, a kolejne znów są ukazują przyziemne problemy. Dzięki temu, że cała seria jest podzielona na mniejsze historie seria jest tak naprawdę o wszystkim – i to jest w niej cudowne. Każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ mamy tu zarówno sceny akcji, melodramaty, komedie na upartego można by się nawet doszukiwać horroru. Co najważniejsze – każda historia jest na tyle dobra, że niemal od razu idzie w nią wsiąknąć oraz przywiązać się do bohaterów, co prowadzi do tego, że ostatecznie mają one potężny impakt przy zakończeniu, którym jest oczywiście śmierć. Oczywiście swoją własną historię ma główny bohater – Fujimoto. Jego wątek skupia się na pogłębiających się wątpliwościach w skuteczność działania systemu państwa. Początkowo zaprzecza temu, próbuje walczyć ze sobą, ukryć wszystkie swoje rozterki – wszystko ku własnemu bezpieczeństwu, nie chce być uznany za krzywomyśliciela. Ostatecznie jednak zdaje on sobie sprawę z tego, że nie zgadza się na takie uprzedmiotowianie życia, przez co zaczyna wzbudzać podejrzenia wśród współpracowników, jak i policji. To wszystko buduje ciężki, Orwellowski klimat zamknięcia czy wręcz zaszczucia przez państwo.
1984
Podobnie jak w słynnej opowieści Orwella tak i tutaj można wyczuć wyraźne wpływy polityki na życie codzienne każdego obywatela. Nie jest to oczywiście taka sama skala – tutaj nikt w domach nie ma zainstalowanych kamer i nie jest ciągle obserwowany przez „Wielkiego Brata”. Mimo wszystko ludzie boją się mówić o swoich poglądach, nawet wśród ludzi, którym ufają, bo nigdy nie wiadomo kto jest zagorzałym zwolennikiem Dekretu o Nieustannym Rozwoju Kraju. Pojawia się nawet historia, w której to fanatyczny sympatyk Dekretu dostaje Ikigami. Dochodzi wtedy do sytuacji odwrotnej niż przewiduje państwo – zazwyczaj osoby, które umierają za kraj w ten sposób są uznawane przez państwo, jak i społeczeństwo, za bohaterów. Fanatyk ten jednak podjął się ostatecznie działań – w jego oczach słusznych i zgodnych ze wszystkim czego wymaga kraj – które sprawiły, że stał się recydywistą.
Całe prawo jest bardzo dokładnie przemyślane przez partię rządzącą, tak żeby nikt nie był w stanie się sprzeciwić, a ludzie pod władzą zachowywali się tak jak chce tego rząd. Mamy tu całą paletę zagrań propagandowych – bardzo często w komiksie spotyka się nowomowę, m.in. dotyczy ona polityki zagranicznej (m.in. „Kraj Sojuszniczy” zamiast „USA” lub „Ameryka”) czy polityki dotyczącej samego Dekretu. Przeciwnicy partii od razu są nazywani „krzywomyślicielami” i są ogłaszani wrogami społeczeństwa, którzy chcą zburzyć pokój i porządek w kraju. Rząd też wzbudza strach u mieszkańców skazując każdego przeciwnika na ciężkie kary – np. pobyt w specjalnej jednostce, która ma „naprostować” poglądy przestępcy, w skrajnych przypadkach niektóre osoby są skazywane na śmierć. W całym kraju są też tworzone jednostki, które mają monitorować zachowanie poszczególnych ludzi czy urzędów, żeby wyłapać wśród nich przeciwników partii. Informacje, które dostają się do obiegu publicznego są skrzętnie monitorowane i cenzurowane, tak żeby zawsze wyglądało tak, że państwu wiedzie się dobrze. W zakończeniu Ikigami widzimy prawdziwy powód, dla którego wprowadzono Dekret o Nieustannym Rozwoju Kraju – nie zdradzę go jednak, wspomnę tylko, że wtedy wszystkie te prawa nabierają nagle o wiele większego sensu.
Zawiadomienie dostarczone
Autor postawił na realistyczne rysunki. To dobrze, zbyt kreskówkowa, czy surrealistyczna kreska znacznie odbiegałaby od klimatu całej reszty komiksu. Ogólnie postacie wyglądają przyzwoicie, a cieniowanie stoi na wysokim poziomie. Same rysunki też są ładne, czasami jednak tła odbiegają od normy – choć zdarzają się też bardzo szczegółowe i starannie narysowane – lub zwyczajnie ich brak. O wiele większym problemem jest już polskie wydanie. Pomimo, że jest wydrukowane na dobrej jakości papierze zdarza się, że kartki prześwitują między sobą. Tłumaczenie jest co najwyżej przeciętne, zdarzają się nieliczne błędy gramatyczne czy składniowe, ale poza tym nie ma się do czego przyczepić. Nie ma też jednak za co chwalić. Okładki są już większym problemem. O ile stylistycznie są ładne, to jest z nimi kilka problemów – wyjątkowo łatwo się brudzą i gną, zwłaszcza na rogach, co może przeszkadzać, zwłaszcza kolekcjonerom. Mimo wszystko – jak na wydanie od Hanami nie jest źle, a w porównaniu do takiego „Mushishi” to jest wręcz genialnie.
„Ikigami” polecam każdemu dojrzałemu czytelnikowi, zwłaszcza tym, którzy lubią cięższe i zmuszające do przemyśleń, a przynajmniej do myślenia, dzieła. Jestem pewien, że powrócę do niej niedługo, może nie do całości, ale do pojedynczych historii, które szczególnie mocno mną poruszyły. Seria ta zasłużyła na każde wyróżnienie, które otrzymała, a także zasługuje na zdobycie większej popularności – zwłaszcza w Polsce.
Podsumowanie:
Fabuła – 8/10
Postacie – 9/10
Styl – 7/10
Przyjemność z czytania – 9/10
Wydanie – 5/10
Ocena końcowa – 9/10